niedziela, 19 czerwca 2016

| 4 | "I wanna see your smile!"

| Laura |

Lekcja się skończyła, a więc można było wykorzystać dziesięć minut przerwy na odpoczynek od nauki. Wzięłam torbę i szybko opuściłam klasę. Nie chciałam patrzeć na tego debila, który działał mi od rana na nerwy... Praktycznie od zawsze. Czego on ode mnie chce? Satysfakcji z mojego upadku? Delektowania się widokiem mojej przegranej? A może chodzi o coś zupełnie innego? Nie mam pojęcia. Gdybym tyko mogła czytać ludziom w myślach. Wszystko byłoby prostsze. Gorzej, gdyby ktoś chciałby wejść do mojego umysłu. Widziałby tam tylko temat R5. Nic na to nie poradzę, że kocham ten zespół nad życie! A wczoraj spełniło się moje marzenie, które towarzyszyło mi podczas zdmuchiwania świeczek na urodzinowym torcie kilka razy pod rząd. Nic dziwnego, że czuję się jak w niebie. Chciałabym ich ponownie zobaczyć. Chciałabym być ich przyjaciółką. Chciałabym ich poznać bliżej. Mam wiele życzeń i nie wiadomo, czy się kiedyś spełnią. Ale chcę marzyć. Nawet, jeśli pewne rzeczy wydają mi się niemożliwe.
Kroczyłam przez korytarz nie spodziewając się niczego. Ktoś zakłócił mój spokój, ciągnąc mnie za rękę do nieznanego mi miejsca. Przestraszyłam się, ale wiedziałam kim był delikwent.

Joe.

Przygniótł mnie do ściany tak, abym nie mogła wykonać żadnego ruchu. Czy on nigdy nie da mi spokoju?
- Czego chcesz? - spytałam z trudem przełykając gulę w moim gardle.
- Znowu mnie do tego zmusiłaś.
- Przestań, bo zaraz zacznę krzyczeć.
- Nikt Cię tu nie usłyszy. Jesteś skazana tylko i wyłącznie na mnie.
- Zgłoszę to do nauczyciela!
- Miałaś do tego tyle okazji, ale tego nie wykorzystałaś. Odpowiedz sobie na pytanie, czy teraz będzie inaczej? - zaśmiał się, a mnie zatkało. On miał rację.
- Czego ode mnie chcesz? - ponowiłam pytanie mając nadzieję, że w końcu mnie wypuści.
- Ostatnio za mało mi zapłaciłaś.
- Nie mam więcej pieniędzy. - westchnęłam.
- Możesz wykorzystać inny sposób zapłaty. - po tych słowach, dłonią zaczął jeździć po moim udzie. Ustami błądził po mojej szyi, a ja zaczęłam się wyrywać z jego objęć.
- P-Przestań! - krzyknęłam.
- Mam nadzieję, że przemyślisz sprawę i szybko znajdziesz pieniądze. Jestem niecierpliwy i wkrótce spełnię twój najgorszy scenariusz.
- I-Ile? - mój głos drżał ze strachu. Dlaczego spotkało to właśnie mnie?
- 5.000$
- Aż tyle? - wytrzeszczyłam oczy.
- Masz czas do czwartku. Jeśli nie zdołasz przynieść mi koperty, spotka Cię kara. Teraz wynocha. - popchnął mnie tak mocno, że ledwo złapałam równowagę.
Kiedy doszłam na korytarz, z trudem mogłam opanować oddech. Zaczęłam się dusić. Czułam, że ta sprawa mnie przerosła.. Jak mogłam być tak naiwna? Teraz mam za swoje.
Muszę iść do higienistki, przecież nie mogę złapać oddechu. Dopiero teraz zorientowałam się, że już byłam pod salą, do której się kierowałam. Zapukałam lekko w drzwi i weszłam do środka.

Nie mam pojęcia ile dokładnie czasu minęło, ale na pewno tyle, aby się domyślić, że minęła już prawie cała druga godzina lekcyjna. Cóż, nie mogłam się na niej zjawić z powodów znanych.
- Dziękuję jeszcze raz. Pomogła mi pani. - uśmiechnęłam się do niej sztucznie i wyszłam. Nie mogłam się cieszyć w takiej sytuacji, Muszę coś szybko zrobić, bo jeśli nie, to.. Zrobi coś złego. Pobije mnie? A może pozostawi uraz w mojej psychice na zawsze? Boże, chroń mnie przed nim.
Ach, przecież nie możesz nic zrobić. Możesz z pogardą patrzeć na mnie tylko z góry i kiwać głową, mam rację?
Dobra, Laura. Przestań się nad sobą użalać. Pójdź do pracy, zarób pieniądze, spłać długi i miej z tym spokój w przyszłości. Mam nadzieję, że mi się uda.
A powiadają, że nadzieja jest matką głupich.

-------------------------------

Rozdział pisany o 02:21 może zawierać irytujące błędy językowe, interpunkcyjne oraz ortograficzne. Poprawię, jak się wyśpię.
I od razu chcę przeprosić za to, że ten strasznie krótki rozdział pojawił się później, niż planowałam.
Powody:
a) brak weny
b) brak czasu
c) smutek, spowodowany śmiercią mojej idolki
Ech, z punktu c jeszcze się nie ogarnęłam. To trudne, aby się z tym pogodzić. Niesamowite jest to, jak szybko ludzie odchodzą.
Do następnego!







środa, 8 czerwca 2016

| 3 | "I think about you"

| Laura |

Rano obudziłam się przed budzikiem. Przetarłam oczy i od razu wyłączyłam budzik, aby potem nie zawracać sobie nim głowy. W sumie mam więcej czasu na przygotowanie się do szkoły. Zazwyczaj przejście z domu do liceum zajmuje mi od pięciu do maksymalnie dziesięciu minut, więc mam ponad godzinę, nim zacznie się pierwsza lekcja. Uszykowałam sobie dzisiejsze ubrania i poszłam pod prysznic. Po umyciu i przygotowaniu się na dzisiejszy dzień, powędrowałam do kuchni w celu zrobienia sobie czegoś do zjedzenia. Postanowiłam, że zrobię sobie jajecznicę. Wyjęłam patelnię, włączyłam gaz, wbiłam kilka jajek i zaczęłam smażyć.
- Gdzie byłaś? - kiedy to usłyszałam, podskoczyłam ze strachu w górę.
- Przestraszyłaś mnie jak cholera. - położyłam dłoń w anatomicznym miejscu serca.
- Gdzie byłaś? - a ta nadal swoje. W końcu to siostra. I w dodatku to Vanessa.
- W swoim pokoju, szykowałam się do szkoły. - odwróciłam się od niej i ponowiłam przygotowywanie mojego śniadania. Jeszcze chwila i podpaliłabym całą kuchnię.
- Chodzi mi o wczorajszy, dość późny wieczór. Przyszłam i Cię nie było.
- Poszłam na spacer. - nie kłamałam. Wyszłam z zamiarem zaczerpnięcia świeżego powietrza i spotkałam tam Ross'a. Nic innego się nie wydarzyło.
- Byłaś z jakimś chłopakiem, przyznaj się.
- A co, jeśli byłabym? - spytałam, nie myśląc nad konsekwencjami mojego czynu. Dopiero po fakcie się zorientowałam.
- Lau chodzi w końcu na randki! Pochwal się, z kim wczoraj byłaś?
- Van... - jęknęłam.
- No siostrze nie powiesz?
Westchnęłam cicho.
- No dobrze. - gotową jajecznicę zdjęłam z gazu, po czym nałożyłam na wcześniej przygotowany talerz. - Byłam na spacerze po plaży. Szłam, szłam i nagle spotkałam Ross'a.
- Czekaj... Tego Ross'a Lynch'a? Wokalistę zespołu R5? - wytrzeszczyła oczy.
- Tak, jego. - usiadłam przy stole i zaczęłam jeść.
- Szczęściara. A co tam robiliście? - spytała, sięgając po szklankę i nalewając do niej soku pomarańczowego.
- Rozmawialiśmy.
- I tyle? Nic więcej?
- Vanessa, czy ty myślisz, o tym, o czym ja myślę, że ty myślisz? - wskazałam na nią widelcem, a ona pokiwała twierdząco głową. - No to jesteś w błędzie. A teraz wybacz, chcę zjeść w spokoju śniadanie.
Nie trzeba było jej mówić dwa razy, aby zrozumiała, że nie dam za wygraną. Wcale nie tak łatwo ze mną rozmawiać, kiedy pogadanki zjeżdżają na tor chłopaków. Jeszcze nigdy się nie zakochałam... Czy to znaczy, że moje serce nie jest w stanie kogoś pokochać? A może nie przyszła jeszcze na to odpowiednia pora? W końcu, mam już dziewiętnaście lat.. Niektóre dziewczyny w moim wieku szykują się do dzwonów weselnych, a ja jeszcze nigdy się nie całowałam. Ech, pewnie nikogo już sobie nie znajdę. Jestem zbyt nieśmiała.
Po jakimś czasie skończyłam jeść śniadanie. Wzięłam torbę, ubrałam buty i wyszłam z domu z zamiarem pójścia się edukować. Jak to u mnie w zwyczaju, ubrałam słuchawki i włączyłam moją ulubioną playlistę na Spotify.
Podczas drogi myślałam o wczorajszym wydarzeniu. Najpierw spotkałam Ross'a przed jego domem, a potem na plaży. Mam nadzieję, że nie upokorzyłam się przed nim..
Ale o czym ja mówię? Ross Lynch nie zwróciłby uwagi na taką przeciętną dziewczynę jak ja. On ma miliony fanek, a ja jestem jedną z nich. A w dodatku ma już wybrankę. Nie ma co liczyć na to, że pewnego dnia nagle zmieni zdanie, zerwie z Courtney, pobiegnie pod mój balkon, obiecuje mi wieczną miłość, a ja rzucę się z balkonu, on mnie złapie i zostaniemy parą, którą nikt nigdy nie rozdzieli.

Laura.

Skąd w Tobie takie wyimaginowane myśli?

Za dużo czasu spędzasz z Mia.

A tak ogólnie to gdzie ona jest? Nie widziałam jej od paru dni. Ciekawe, czy coś się stało. Zawsze mi mówiła, jeśli coś było na rzeczy, a teraz?
Po jakimś czasie byłam już w środku budynku. Nie wyłączając muzyki, skierowałam się do sali, w której miałam pierwszą lekcję - biologię. Ledwie co doszła, już zadzwonił dzwonek. W takim razie ile ja szłam? Wyszłam 7:30. Pół godziny zajęło mi to zajęło? Zawsze dochodziłam w ciągu dziesięciu minut, ale dzisiaj tak się zamyśliłam, że przestałam panować nad moimi kończynami.
Usiadłam w ostatniej ławce i wyjęłam notatnik wraz z długopisem. Zapisałam temat lekcji, a tu nagle ktoś mnie szturchnął w ramię.
- Proszę, proszę. Panna perfekcyjna przyszła dzisiaj do szkoły - odezwał się Peter. Był on kujonem, który wkurzał wszystkich swoim zachowaniem w stosunku do ludzi. Uważał się za boga nauki tylko dlatego, że w domu jest za bardzo rozpieszczany przez rodziców i się uczy.
- Twoje przezwisko jest nietrafione. W przeciwieństwie do Ciebie umiem ocenić moje zdolności. - odgryzłam mu się, ale wiedziałam, że nie będzie łatwo go przebić. Zawsze musi mieć swoje ostatnie zdanie.
- Twoje zdolności są na poziomie przedszkolaka.
- Ach tak? A po czym to stwierdzasz?
- Po tym, że... - naszą 'konwersację" przerwała nam pani profesor.
- Nie zagadaliście się za bardzo? Mam wstawić wam jedynki za pracę na lekcji? - spytała, a ja spojrzałam na chłopaka, który był przerażony.
- Proszę mu nie wpisywać, bo się załamie. Jak zobaczy mierną w dzienniku, to się powiesi.
- Panno Marano, proszę nie być taka mądra. Za karę idziesz przerysować zadany do domu schemat.
Westchnęłam cicho, wzięłam zeszyt i podeszłam do tablicy. Peter pokazał mi język. Udaje dorosłego i dojrzałego, a sam zachowuje się jak przez przypadek zrobiony bachor. Ugh, tylko zabijać takich, jak on. Rozumiem, że można mieć duże ambicje, ale nie można wyśmiewać się z innych i uważać siebie za kłębek świata! Nikt przecież nie lubi takich zarozumiałych ludzi! Spokojnie, Laura, jeszcze tylko rok i idę na studia. Nigdy w życiu go już nie spotkasz i nie zamienisz z nim nawet słowa.
Kiedy skończyłam robić to, co nauczycielka mi kazała, usiadłam na miejsce i spojrzałam na mojego wroga numer jeden. Gdyby wzrok mógłby zabijać... Marzenia. Odwróciłam od niego głowę, a potem próbowałam się skupić na lekcji. To nie było takie proste, gdyż moje myśli zajęła napotkana wczoraj osoba.

------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział już za nami.
Miał być w poniedziałek, ale wena mi zbyt dobrze nie służyła. W sumie nadal tak jest, ale obiecałam sobie, że jeszcze dzisiaj go dodam.
Dziękuję za przeczytanie. :)





piątek, 3 czerwca 2016

| 2 | "You can come to me"

| Ross |
Po wzięciu orzeźwiającego prysznicu, ubrałem się we wcześniej przygotowane ubrania i wyszedłem z łazienki. Po drodze do kuchni na głowę naciągnąłem swoją czarną czapkę, z którą praktycznie się nie rozstaję. Po prostu zżyłem się z nią i towarzyszy mi od pierwszego koncertu.
Po wejściu do pomieszczenia powitał mnie piękny zapach naleśników, przygotowanych przed Rydel. Ona to umie gotować. Bardzo smakuje mi jej jedzenie, ale najlepsze robi właśnie pancakes’y. Od razu zasiadłem do stołu i wraz z resztą rodzeństwa zacząłem dyskutować o nowych pomysłach na piosenki. Kiedy blondynka podała gotowy posiłek, wszyscy zabrali się do jedzenia.
- Pyszności – powiedział z pełnymi ustami Rocky, a nasza siostra uśmiechnęła się szeroko.
- Wznieśmy toast za kolejny sukces! – Riker uniósł szklankę z sokiem jabłkowym w górę, a więc reszta zrobiła to samo. Ja tylko się zaśmiałem. Puknęliśmy naczynia o siebie i jednym duszkiem wypiliśmy ich całą zawartość.
- Jak ja kocham sok jabłkowy – powiedział brunet, wlewając sobie kolejną dawkę napoju.
- Tylko się nie upij.
- Spokojnie, będę uważał. Czy ja kiedykolwiek byłem pijany od czegoś, w czym nie ma alkoholu?
- A co było wtedy, kiedy wypiłeś za dużo mleka? Na drugi dzień miałeś kaca. – zaśmiała się Delly i spojrzała na mnie – a ty gdzieś się wybierasz, że się tak wystroiłeś? I w dodatku na czarno!
- Chciałem wyjść na spacer. Wiesz.. Zrelaksować się, odpocząć, spędzić trochę czasu samemu – oparłem się o krzesło i skrzyżowałem ręce na klatce piersiowej.
- Coś Ci jest, że chcesz być sam ze sobą? – spytała widocznie zatroskana.
- Nie! Nic z tych rzeczy! Po prostu… Przebywając trzy miesiące bez przerwy w czyimś towarzystwie jest męczące. Kilka razy chciałem się oddalić, pomyśleć, ale wy byliście przy mnie, potem na koncertach dużo fanów było, a potem znowu i tak w kółko.
- Mogłeś powiedzieć, że z nami jest Ci źle – mruknęła, a jej szeroki uśmiech rozświetlający każdy dzień zniknął. Nie lubiłem, kiedy się smuciła. Mój nastrój automatycznie się pogarszał, widząc ją w takim stanie.
-  Ale ja tak nie… - nie dokończyłem, ponieważ dialog przerwał mi Rocky.
- Braciszku.. A ja Cię tak wiele nauczyłem… - teatralnie otarł łzę z powiek.
- Ale… - tym razem Riker się wtrącił.
- Musisz być z nami szczery! Jak mamy być kapelą, skoro nie rozmawiamy ze sobą otwarcie?
- Dajcie mi dokończyć! – podniosłem głos, a rodzeństwo jak na zawołanie się uciszyło.
- Przepraszam – powiedzieli równo, a ja westchnąłem cicho.
- Wasze towarzystwo mi wcale nie przeszkadza. Czasem mam takie dni, w których jestem cicho albo mam zły humor i nie chcę psuć go wam. A czasem… Czasem po prostu tęsknię… Za… - przerwałem, spuszczając głowę w dół. Strata rodziców wyryła mi bliznę na sercu, której nie mogłem się pozbyć. Byli dla mnie bardzo ważni. To oni zachęcili mnie do śpiewania, gry na gitarze. Dzięki nim otworzyłem swój talent przed innymi. Pchnęli mnie na scenę, abym robił to, co było mi od początku mojego życia przeznaczone. Jestem im za to niezwykle wdzięczny, ale nie zdążyłem się odwdzięczyć.
- Ross… - na moim ramieniu spoczęła dłoń blondyna. – pamiętaj, że nasi rodzice zawsze z nami będą. Nie ważne, czy tu, czy tam. Nie możesz ich już zobaczyć, ale masz ich w sercu.
On miał rację. Nie mogę zbytnio o tym myśleć. Muszę się cieszyć z tego, co mam. A mam wspaniałe rodzeństwo, cudowną dziewczynę i przyszłość, o której każdy mógłby sobie pomarzyć. Osiągnąłem to dzięki ciężkiej pracy i upartemu dążeniu do celu.
- Dzięki za to, że przy mnie jesteście. Bez was nie dałbym sobie rady. Kocham was – powiedziałem z lekkim uśmiechem i przytuliłem ich.
Po jakimś czasie wyszedłem na dwór, mając na swoich plecach gitarę. Robiło się już ciemno, więc postanowiłem przejść się na plażę. Dawno tam nie byłem, a uwielbiam oglądać zachodzące na horyzoncie słońce. Zaciągnąłem się mocno świeżym powietrzem i zamknąłem oczy.

Życie jest jednak piękne.

Podniosłem powieki do góry i podszedłem bliżej brzegu. Uważałem, aby przypadkiem woda nie zamoczyła mi butów. Jest to nieprzyjemne uczucie, którego nie chciałem doznać. Usiadłem na piasku obserwując łagodne ruchy fal. Natura jest taka inspirująca, że mógłbym siedzieć tutaj godzinami, a nawet całą noc. Nie mogłem sobie na razie na to pozwolić, ponieważ rodzeństwo prawdopodobnie by się o mnie martwiło. Wziąłem gitarę do rąk i opuszkami palców zacząłem ciągnąc za struny, tworząc różne dźwięki.
- Hej. – kiedy przerwałem na chwilę grać na instrumencie, usłyszałem czyiś głosik. Taki sam dzisiaj już słyszałem. Czy to nie przypadkiem…
- Laura? – podniosłem głowę do góry, spoglądając na jej oblicze. – co tu robisz?
- To samo co ty. Oglądam zachód słońca i delektuję się tym widokiem. – teraz wyglądała na bardziej wyluzowaną niż wcześniej.
- Usiądź. – poklepałem ręką miejsce obok siebie, a ona widocznie się zakłopotała.
- O-O-Okej – jąkała się i posłusznie wykonała polecenie.
Zapanowała między nami cisza, którą po chwili przerwałem.
- Wyluzuj się – powiedziałem do niej, a ona szybko na to zareagowała.
- Jestem! Nawet nie wiesz jak bardzo! – krzyknęła, a ja spojrzałem na nią i szeroko się uśmiechnąłem.
- Właśnie widzę.
- Wiesz.. Nie łatwo jest rozmawiać ze swoim idolem… - mruknęła cicho, bawiąc się kosmykami włosów.
- Jestem twoim idolem? – spytałem, udając zdziwionego.
- Tak. To znaczy… Ty i ogólnie R5. Bardzo.. Bardzo mi się podobają wasze piosenki i ogólnie jesteście strasznie słod… - zakryła usta ręką.
- Rozumiem. – zaśmiałem się. – też mam swoich idoli. Kiedy poznałem jednego z nich, też ciężko mi się z nim rozmawiało. Ale w końcu się rozluźniłem i.. Jakoś poszło.
- Nie wątpię – szepnęła, a ja się wyprostowałem.
- Przy mnie możesz zachowywać się normalnie. Przecież nie zmieni się moje pierwsze wrażenie o tobie. – wzruszyłem ramionami.
- Masz swoje pierwsze wrażenie o mnie? – spojrzała mi w oczy.
- Tak – odpowiedziałem krótko.
- Powiedz mi jakie!

Pierwsze wrażenie o tobie?
Że jesteś śliczna i urocza.


- To tajemnica. – uniosłem brwi w górę.
- No way! Chyba nie wyszłam na idiotkę, jak was spotkałam?
- Nie, no coś ty.
Rozmowa trwała w najlepsze. Trochę lepiej się poznaliśmy, a ja nadal nie mogłem odpowiedzieć na wcześniej zadane pytanie. Co jest w niej takiego, co przyciąga moją uwagę?
Nastała późna godzina i trzeba było już się zbierać do domu.
- Może Cię odprowadzić? – zaproponowałem, a ona pokiwała głową.
- Wiesz, to niczym spełnienie marzeń, jednak nie chcę Ci się narzucać. Może następnym razem. – uśmiechnęła się szeroko.
- Mam pytanie. – spojrzałem jej w oczy.
- Jakie? – spytała.
- Skąd wiedziałaś, że lubię spacerować późnym wieczorem po plaży? – moje kąciki ust wysoko się podniosły, a ona zrobiła się cała czerwona.
- Przeczytałam w internecie. – zaśmiała się nerwowo. – muszę już iść. – odwróciła się i odeszła.
- Dobranoc – powiedziałem cicho i skierowałem się do domu. Po dotarciu przebrałem się w piżamę, składającą się tylko z długich, dresowych spodni, umyłem zęby i położyłem się do łóżka. Powspominałem dzisiejsze wydarzenia i nawet nie zauważając kiedy, oddałem się w objęcia Morfeusza.

-------------------------------------------------------------------------------------

Kolejny rozdział za nami!
Wena dzisiaj dała mi kopa i oto pojawił się nowy rozdział.
Myślę, że następny pojawi się niebawem.
Do zobaczenia!